< wróć

[Wolontariat] Alicja i Głoska

2023-05-27

Moja historia z Fundacją jest stosunkowo długa, ale sam wolontariat był bardzo spontaniczną decyzją. O Fundacji usłyszałam na zajęciach z alfabetu Braille’a na studiach. Zawsze chciałam mieć zwierzęta, lecz nie mogłam podjąć się opieki nad psem na kilka czy kilkanaście lat. Idea wychowania psiaka dla Fundacji wydała mi się ciekawa, ale decyzję odwlekałam.

Kilka lat później, gdy pracowałam już w „Głosie Wielkopolskim”, opisałam zbiórkę na leczenie jednej z suczek będących pod opieką Fundacji wymagającej pilnej operacji. Po publikacji mojego tekstu znalazły się dwie osoby, które opłaciły koszt zabiegu. Zadzwoniłam więc do Fundacji, by powiedzieć, że pozyskaliśmy potrzebne środki. W trakcie rozmowy wspomniałam, że idea wolontariatu bardzo mi się podoba i może kiedyś ja również dołączę do grona wolontariuszy. Wtedy jeszcze nie miałam na myśli żadnego konkretnego terminu.

Temat ucichł na kilka kolejnych miesięcy, aż pewnego sobotniego popołudnia zadzwonił telefon. Natalia, koordynatorka wolontariuszy, powiedziała wtedy, że jest szczeniak, dla którego potrzeba opiekuna. Problem był taki, że pies miałby trafić do mnie już we wtorek, a decyzję należało powziąć w zaledwie kilka godzin. Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że jeszcze w trakcie tej rozmowy postanowiłam podjąć się pieczy nad psiakiem. Musiałam jednak omówić tę kwestię m.in. w pracy i w domu. W pracy, ku mojemu zdziwieniu, nie było żadnego problemu, wystarczyły dwie minuty pogadanki. Ostateczna decyzja o wychowywaniu psiaka zapadła w niecałe dwie godziny.

„Zróbmy to” – powiedziałam, dzwoniąc do Natalii. Zostały trzy dni. Ciągnęły się w nieskończoność. W rzeczony wtorek miałam urodziny, więc jak nie popieram traktowania zwierząt jako prezenty, tak tutaj nie mogłam wymarzyć sobie lepszego. Do Fundacji pojechałam już z wybranym imieniem dla mojej podopiecznej.

Nie wiem, czy wszyscy odbierają to tak samo, ale dla mnie ważne było to, że imię psu nadaje wolontariusz, który zajmuje się pupilem. Zatem – Głoska. Wbrew pozorom, za tymi sześcioma literami kryje się więcej niż może się wydawać. Przede wszystkim, w „Głosie” spędzam całkiem dużo czasu, ale też dla mnie, polonistki, głoski są bardzo istotne. Nie mam dysfunkcji wzroku, lecz wyobrażam sobie, że dla osób niewidomych i słabowidzących świat dźwięków jest jeszcze ważniejszy niż dla mnie. Imię mojej Głoski ma być dla niej takim znakiem na całe jej życie, że przez rok była ze mną. Żywię nadzieję, że jej nowemu opiekunowi również się spodoba.

W związku z tym, że nigdy nie miałam psa, przez trzy dni musiałam przejść przyspieszony kurs wychowywania szczeniaka. Były więc rozmowy z Fundacją, czytanie artykułów i książek oraz oglądanie filmów. Wtedy wydawało mi się, że przygotowałam się najlepiej jak mogłam. Życie z ośmiotygodniowym pieskiem szybko zweryfikowało moje wyobrażenia. Już pierwszej nocy, po kilku spacerach, Głoska miała problemy żołądkowe. Nie wiem, która z nas była bardziej przerażona tą sytuacją. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło i Głoska wyrosła na zdrowego, szczęśliwego, pełnego energii i miłości psa. Przez pierwsze miesiące Głoska rosła w oczach. Zdawało mi się, że po każdej drzemce wstaje coraz większa. Zmianom ulegało nie tylko ciało, ale i jej mózg. Uczyła się błyskawicznie, zawsze lubiła treningi i zabawy. Miałam wrażenie, że gdy tylko zaczęłam ją rozumieć, ona zmieniała się w zupełnie innego psa. Z czasem i to minęło, jednak właściwie z dnia na dzień zaistniał inny problem. Głoska panicznie bała się wysokości. Nie dotarłam do przyczyny tego lęku. Ot, taki urok, ale ile godzin spędziłyśmy na różnego rodzaju schodach, kratkach i balustradach – wiemy tylko my. Mierzyłyśmy się ze strachem, morzem wylewanych łez i zdziwionymi spojrzeniami przechodniów. Teraz wiem, że było warto. Na Szachty raczej razem nie wejdziemy, choć schody, balkony i kratki nam niestraszne!

Podsumowując ostatni rok, moje życie zmieniło się diametralnie. Planowanie weekendów, żeby sprawić przyjemność Głosce, wyszukiwanie co ciekawszych smakołyków i zabawek, ogrom dotyku, nauki i tony pokory. Okazało się, że funkcjonowanie z psem przy nodze jest dużo przyjemniejsze, choć równocześnie – trudne. Bywały nieprzespane noce, godziny spędzone na pokazywaniu zwierzakowi dziwactw świata ludzi, tysiące obaw i wątpliwości. Czy na pewno robię dobrze? Czy czegoś nie zepsułam? Czy nie poświęcam za mało uwagi?


Dziś mam już pewność, że popełniłam masę błędów. Głoska dała więcej mnie, niż ja jej. Nikt nie wykonuje tak „tańca przywitańca”, gdy wracam z zakupów albo wyrzucania śmieci. Ten mały piesek otworzył mi oczy na szereg innych kwestii. Na pewno nabrałam pokory. Nie uważam się za specjalistkę, ale zrozumiałam, że świat jest przygotowany dla ludzi (choć nie zawsze) i to na mnie leży odpowiedzialność, by pokazać Głosce jak największy fragment tego świata. Myślę, że podołałam zadaniu, a ten, do kogo trafi pies, będzie miał ogromne szczęście i zaszczyt z nią żyć, bo to naprawdę wspaniała istota. Ode mnie dostała imię, a ja od niej – cudowny rok.
 

Obecność Głoski jest owocem współpracy Fundacji z Lidl Polska