[Wolontariat] Basia i Bajer
Cześć, mam na imię Basia i jestem wolontariuszem w Fundacji Labrador od kwietnia 2020 roku.
Pewnie pamiętacie, co się działo w Polsce i na świecie w tym czasie – pandemia koronawirusa. Moja praca biurowa zamieniła się w pracę na pełny etat w domu. Poczułam, że potrzebuję dodatkowego zajęcia, które pozwoliłoby mi na oderwanie myśli od tych trudnych dla nas wydarzeń. Pierwszym pomysłem był wolontariat w zoo, ale ze względu na Covid 19 zawieszono tę akcję. I tak od strony do strony w Internecie, trafiłam na stronę Fundacji Labrador i post o tym, że szukają wolontariuszy: rodzin zastępczych dla szczeniaków mających w przyszłości zostać psami przewodnikami osób niewidomych. Przeczytałam na ten temat wszystko, co tylko znalazłam. I zdecydowałam się napisać do Fundacji. Przesympatyczne panie zaprosiły mnie na pierwsze spotkanie. Opowiedziały o misji, o tym, jak wychowuje się psy, szkoli, w jaki sposób pomagają one ludziom. Zostałam wolontariuszem. Przeszłam kilka szkoleń, które pomogły mi „oswoić” temat kontaktu z osobami z dysfunkcją wzroku, poznać specyfikę pracy z psem i oczekiwania, jakie Fundacja ma wobec wolontariuszy.
W moim przypadku na wzięcie psa zdecydowałam się rok później, ale sam proces od momentu zgłoszenia się wolontariusza do odbioru psa zwykle trwa zdecydowanie krócej.
To duża odpowiedzialność, ale daje ogromną satysfakcję. Twój czas i zaangażowanie pozwoli na to, by w przyszłości człowiek niewidomy czy niedowidzący „zyskał oczy”, samodzielność i nową jakość życia. Pies jest z Tobą przez rok, poznaje podstawowe komendy (cała grupa spotyka się co dwa tygodnie), uczy się życia – chodzenia po schodach, jeżdżenia windą – wymienia ząbki, dorasta.
Ja psa dostałam w maju. Bajer była maluszkiem, miała dwa miesiące. Razem ze mną swoje psy dostali też inni wolontariusze. I wtedy się zaczęło… Codziennie obserwowałam, jak Bajer się zmienia, uczy nowych rzeczy, komend, umiejętności. Pierwsze dni były dla mnie wyzwaniem – to ja się stresowałam, przez sen słyszałam każde jej poruszenie w klatce. Bajer znosiła nowy dom ze stoickim spokojem, przesypiała brzuszkiem do góry 8 godzin w nocy i bardzo szybko nauczyła się załatwiać potrzeby na podwórku.
Jako wolontariusze uczymy i wychowujemy psy, ale czasem one też próbują nas „szkolić”. W wieku 5 miesięcy Bajer miała problemy z żołądkiem, sibo, często musiała wychodzić. Nauczyła się stać pod drzwiami, jak chciała wyjść, kilka razy podskoczyła też do klamki, gdy pośpiech był wskazany. Codziennie chodziła ze mną do biura, miała tam swoją klatkę, zabawki. Pewnego dnia nudziło się psinie w biurze, bo zaczęła podskakiwać do klamki w drzwiach. Wiadomo – natychmiast musimy wyjść na podwórko. Tylko że na podwórku zaczęły się spacery, wąchanie trawy i zabawy zamiast załatwiania się. Wróciliśmy do biura. Bajer próbowała tej sztuczki jeszcze raz, ale mi na szczęście raz wystarczył, żeby się zorientować, że „ściemnia” i nie ma potrzeby wyjścia, a doskwiera jej wyłącznie nuda biurowego pokoju.
Fundacja była z nami cały czas przez ten rok; spotkania treningowe, grupy na Whatsappie, telefony. Mieliśmy wsparcie, odpowiedzi na wszystkie pytania, opiekę, poczucie przynależności do grupy i, co by nie mówić, fantastyczną zabawę i duże poczucie satysfakcji, że robimy coś dobrego, a psy w przyszłości będą pomagać ludziom.
Pies, poza tym, że uczy się komend i poruszania w przestrzeni miejskiej, jest takim samym szczeniakiem jak każdy inny i staje się członkiem rodziny. Kochamy go, przywiązujemy się do niego, chociaż musimy pilnować, żeby nie spał na kanapie, nikt na niego nie „cmokał” na spacerze i żeby chodził po lewej stronie (bo tak będzie pracował z człowiekiem).
Moment przekazania psa dalej, do szkolenia profesjonalnemu trenerowi, jest zawsze trudny i emocjonalny. Bardziej dla nas niż dla psów. One w swoim życiu będą zmieniać miejsce pobytu wiele razy, szybko się aklimatyzują. Przez to, że Fundacja towarzyszy nam na każdym etapie, jest łatwiej. Od początku wiemy, że to tylko na rok, że stanowimy przystanek w życiu takiego psa i czeka go kilkukrotna zmiana opiekuna. Obserwuję to teraz jako wolontariusz weekendowy. Gdy opiekun psa potrzebuje na przykład wyjechać i nie może zabrać psa – psy trafiają do wolontariuszy, którzy się nimi opiekują przez krótki czas, czyli weekend, tydzień, dwa. Nad wyraz szybko przyzwyczajają się do nowego domu i człowieka. Dzięki temu, że wszystkie są wychowywane według tych samych zasad, prościej mi zająć się psem widzianym pierwszy raz w życiu.
Teraz jestem wsparciem i pomocą dla osób, które codziennie mierzą się z wychowaniem psa, ale radość z każdego dnia opieki i każdego psa jest nie mniejsza niż przygotowywanie „swojego” psa przez cały rok.