[Wolontariat] Magda i Carbon
O Fundacji Labrador dowiedziałam się parę lat temu, ale ówczesna sytuacja życiowa nie pozwalała mi na wychowywanie szczeniaka. Kilka lat później dostałam maila z Fundacji – jak się okazało, trafił on do mnie zupełnie przypadkowo, ale zasiał w mojej głowie ziarenko, które wkrótce miało wykiełkować.
Odkąd sięgam pamięcią, bardzo dużo radości dawały mi różnego rodzaju wolontariaty, ale na pewnym etapie życia pochłonęły mnie inne obowiązki. Po jakimś czasie zaczęło mi tego brakować i dość intensywnie zaczęłam rozmyślać, gdzie mogłabym zostać wolontariuszką. Jednocześnie moim wielkim niespełnionym marzeniem było posiadanie pieska. I pewnego dnia doznałam olśnienia – będąc wolontariuszką w Fundacji Labrador, mogę jednocześnie w pewnym stopniu spełnić swoje marzenie z dzieciństwa! Tego samego dnia skontaktowałam się z Fundacją. Czy może być coś fajniejszego, niż wychowywanie słodkiego szczeniaczka ze świadomością, że tym samym możemy się przyczynić do dużej poprawy komfortu życia osoby niewidomej?
27 października 2023 roku pod moją opiekę trafił mały czarny klusek, którego nazwałam Carbon. Szczerze mówiąc, to do dzisiaj nie wiem, czy byłam bardziej szczęśliwa, czy przerażona po wejściu z nim do domu. Od tej chwili byłam w pełni odpowiedzialna za tego małego słodziaka, a że szczeniaki lubią wszystko gryźć, to nie mogłam go spuszczać z oczu (chwała temu, kto wymyślił klatki kennelowe – nie tylko zapewniają bezpieczeństwo i oazę spokoju psiakom, ale też opiekunowie mogą być spokojniejsi o nich). Ważne dla mnie było to, że przez cały czas miałam swobodny kontakt z Fundacją i wszelkie wątpliwości były szybko rozwiewane. W tym miejscu chciałam też bardzo podziękować wszystkim znajomym, którzy w tym czasie okazywali mi swoją pomoc i wsparcie!
Pierwsze dni minęły nam na wzajemnym poznawaniu siebie. Na pierwszy rzut poszła nauka toalety. Carbon bardzo szybko zrozumiał, że potrzeby fizjologiczne powinien załatwiać na dworze i nawet jeśli zdarzyła mu się jakaś wpadka w domu, to zazwyczaj z mojej winy, bo „może za chwilę będzie mniej padało i piesek na pewno wytrzyma jeszcze trochę” – otóż nie, taki maluch nie wytrzyma. Był to również okres intensywnego bronienia się przed carbonowymi ząbkami, których bardzo chętnie używał na wszystkim, co miał przed pyskiem (w tym również na moich rękach i nogach – darmowa akupunktura każdego dnia).
Następnie zaczęliśmy stopniowo uczyć się podstawowych komend podczas fundacyjnych treningów i utrwalać nową wiedzę w życiu codziennym. Labradory są niesłychanie mądrymi pieskami, a do tego ogromnymi łakomczuszkami – smaczki były dla Carbona ogromną motywacją i bardzo szybko uczył się nowych rzeczy.
Nasz wspólny czas był dla mnie niesamowity z kilku względów. Przede wszystkim mogłam dzięki temu zaznać, czym jest ta niesamowita więź między psem a człowiekiem. Do naszego ostatniego dnia potrafiłam się tym zachwycać z lekkim niedowierzaniem, że pies tak potrafi komunikować się z człowiekiem i może stworzyć się między nami taka więź. Być może dla osób, które miały zwierzaki jest to czymś normalnym, ale dla mnie, która wcześniej tego nie zaznała, cały czas jest to fascynujące!
Razem jeździliśmy na wakacje (jego radość, gdy pierwszy raz wskoczył do morza była bezcenna!), często podróżowaliśmy pociągami, mieliśmy okazję odwiedzić centralę firmy, w której pracuję, i pokazałam mu pierwszy śnieg. Byliśmy razem nawet u fryzjera! Z drobniejszych rzeczy to najbardziej lubiłam dawać Carbonowi warzywa i owoce, których nigdy wcześniej nie jadł – jego zaciekawienie i ostrożność, gdy brał do buzi nowy owoc, były przecudowne. Zawsze odchodził z nimi na swoje posłanko, wypluwał, oglądał i wąchał z zaciekawieniem, a potem pomalutku zjadał. Drugą rzeczą, która na pewno zostanie mi na zawsze w pamięci to poranki – Carbon wychodził z klatki przednimi łapkami, tylne jeszcze miał w klatce, i przeciągał się jak rasowy jogin, a następnie przychodził przywitać się. Uwielbiałam te chwile! Dowiedziałam się też, że poranne spacery budzą człowieka lepiej, niż duża kawa! Przeurocze było również pierwsze spotkanie Carbona z żabką – chodził za nią krok w krok i próbował skakać jak ta żabka, rozbawiając nas przy tym do łez.
Ponadto przygoda z Carbonem była dla mnie solidną lekcją cierpliwości i stanowczości. Szczeniak na wszelkie możliwe sposoby stara się eksplorować świat i to moją odpowiedzialnością było zadbać o to, aby robił to w bezpieczny sposób. I choćby robił najsłodsze miny, to trzeba się trzymać pewnych zasad wychowania. A labradory potrafią wręcz czarować swoim urokiem – najbardziej, gdy coś jemy, bo wszystko chciałby jeść z nami. Dzisiaj śmieję się z tego, ale na początku jadłam tylko wtedy, gdy Carbon spał, bo robił takie oczka, że miałam poczucie, że jakiś wygłodzony piesek chce kęsa mojego jedzenia, a ja nie mogę się z nim podzielić. Żartobliwe nazywanie labradorów „żebradorami” jest bardzo podstawne!
Moja przygoda z Carbonem dobiegła końca – mieszka już u trenerki i odbywa szkolenie specjalistyczne. Każde zdjęcie czy filmik od jego trenerki sprawiają mi wiele radości, bo mogę obserwować, jak dzielnie sobie radzi i jakie postępy robi. Choć czasami bywało ciężko, to pozostało mi wiele wspaniałych wspomnień i Carbonek już zawsze będzie miał swoje miejsce w moim serduchu.
Drodzy Czytelnicy – jeśli Wasze dziecko bardzo chce pieska (albo Wy sami go chcecie!), ale macie obawy czy podołacie obowiązkom z tym związanym, zgłoście się do Fundacji i zostańcie wolontariuszami! Przez około rok będziecie mieć świetną okazję, żeby poznać życie z czworonożnym przyjacielem – przeżyjecie razem wszystkie cztery pory roku, zdobędziecie od trenerów bezcenną wiedzę o wychowywaniu pupili, będziecie przez cały czas mieć wsparcie Fundacji (nawet jeśli będziecie chcieli wyjechać na wakacje, to nasi „weekendowi” wolontariusze zajmą się Waszym szczeniakiem!), a do tego zrobicie coś bardzo dobrego – pomożecie wychować przyszłego psa przewodnika osoby niewidomej. I co ważne – jako ekstra dodatek – poznacie wiele wspaniałych osób, które łączy ta sama pasja!