< wróć

[Wolontariat] Beata i Fiona

2025-02-09

O Fundacji dowiedziałam się z Internetu. W grudniu 2023 roku przeglądałam ogłoszenia o wolontariacie – komu i gdzie można pomóc. Sama choruję na płuca. Moja choroba jest nieuleczalna, ale mimo tego chciałam coś zrobić – pomóc. Ze względu na moją chorobę nie mogę pomagać w szpitalach czy w hospicjach. Po przeanalizowaniu możliwości szukałam ogłoszeń o wolontariat i pomoc zwierzętom. Znalazłam ogłoszenie Fundacji.

Wcześniej mieliśmy pieska – owczarka, który niestety ze względu na chorobę stawów, musiał zostać uśpiony. Długo nam zajął powrót do „normalności”. Tak naprawdę zawsze będzie w naszym sercu.

Mąż na początku był przeciwny, bał się, czy dam radę fizycznie, jednak po kilku rozmowach przekonałam go do opieki nad pieskiem. Braliśmy również pod uwagę, że gdybym nie dała rady wychować labradora, będziemy mogli zgodnie z rozmową „oddać” pieska pod opiekę innemu wolontariuszowi.

Wraz z mężem przeanalizowaliśmy wszystkie za i przeciw i wysłałam zgłoszenie do Fundacji. Nie sądziłam, że zostanę zakwalifikowana. A jednak. Po kilku dniach skontaktowała się z nami Natalia z Fundacji, przedstawiając warunki, jakie należy spełnić, oraz informując, że piesek może pojawić się pod koniec stycznia 2024 roku.

Życie jednak napisało inny scenariusz. Natalia zadzwoniła 30 grudnia 2023 roku, że jest piesek.

Przyjechała do nas Sabina z Fundacji z całym sprzętem – klatką, jedzonkiem, miskami i – najważniejsze – z małą, śliczną labradorką Fioną, która od razu skradła nasze serca.

Pierwszej nocy byliśmy czujni, nasłuchiwaliśmy, czy Fiona nie piszczy. A ona położyła się w klatce i spała całą noc. Druga noc sylwestrowa Fiony przebiegła również wzorowo – spała, nie obudził jej nawet huk fajerwerków. Śmialiśmy się, że nic jej nie rusza. Od początku całe noce przesypiała, mały ideał. Mieszkamy na trzecim piętrze, w budynku bez windy. Gdy była malutka, rano braliśmy ją na ręce i – w dół i w górę.

Z higieną i załatwianiem potrzeb fizjologicznych u Fiony nie mieliśmy żadnych problemów. Mieliśmy w pamięci naszego poprzedniego pieska, więc przygotowaliśmy specjalne pochłaniacze, a Fiona nic. Hurra, hurra!

Pierwszą naszą nieprzyjemną przygodą było zjedzenie przez Fionę znalezionej na ogrodzie smyczy na pchły. Skończyło się wizytą u weterynarza, gdzie zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie i w pełni zrozumiani. Uff. Byliśmy bardzo przejęci, ale na szczęście nic złego się nie stało.

Pierwsze tygodnie minęły na gryzieniu nas po palcach przez Fionę. Fiona wolała tę formę zabawy od tradycyjnej rozrywki z zabawkami.
Fiona mimiką potrafi pokazać swoje niezadowolenie lub zadowolenie. Jak to labrador – chciała wszystko próbować, dlatego dostała od nas plasterek cytryny. Śmiechu było co niemiara. Pogryzła ją, jednocześnie wykrzywiając pyszczek od kwasu. Fiona zdobyła sympatię najbliższej rodziny. Uwielbiała bawić się z nami, zarówno na spacerze, jak i w domu. Ćwiczyliśmy by nie zjadała wszystkiego z podłogi.

Bycie wolontariuszem to dla mnie przede wszystkim pomoc. Po pobytach w szpitalach widziałam, jak wielu osobom trzeba pomóc – podać przysłowiową szklankę wody, poprawić poduszkę lub po prostu być z daną osobą, porozmawiać z nią. Jak wspomniałam, nie mogłam się tego podjąć, dlatego wspaniałe było pomóc osobie, która choruje, a piesek jest dla niej wszystkim.
My pokochaliśmy Fionkę za to, jaka była oddana, nie sprawiała nam kłopotów wychowawczych poza jej zdrowiem. Wielokrotnie musieliśmy odwiedzać klinikę weterynaryjną. Piesek bardzo szybko się męczył i często musieliśmy nosić ją na rękach.

Wierzymy, że taki piesek jak Fiona będzie dla kogoś wsparciem.

Dziękujemy za zaufanie, jakim zostaliśmy obdarzeni przez Panią Irenę z Fundacji. Dziękujemy za pomoc, wskazówki w wspólne treningi i rady od trenerów.