[Wolontariat] Klaudia i Bartek
O Fundacji po raz pierwszy usłyszałam od koleżanki z pracy. Opowiedziała mi wiele ciekawych i zabawnych historii o psiaku, którego miała pod opieką w ramach wolontariatu. Już wtedy zakochałam się w pomyśle, żeby rozpocząć współpracę z Fundacją, ale pracowałam wówczas na pełen etat i studiowałam zaocznie, więc trudno było mi wygospodarować na to odpowiednią ilość czasu (aczkolwiek mimo to starałam się namówić mojego chłopaka – Bartka – na wolontariat, jestem bardzo dobra w zapełnianiu mojego dnia obowiązkami do maksymalnych granic). Sytuacja zmieniła się z przyjściem pandemii… Razem z Bartkiem przeszliśmy wtedy na pracę zdalną, wyjazdy zablokowane, wszystko pozamykane – to była idealna furtka na rozpoczęcie wolontariatu, który finalnie rozpoczęliśmy w maju 2020 roku.
W moim domu rodzinnym od zawsze były psy i nie ukrywam że, po wyprowadzce do Poznania na studia bardzo brakowało mi kontaktu ze zwierzętami. Razem z Bartkiem nie byliśmy jeszcze gotowi na posiadanie psa na stałe, więc wspólnie stwierdziliśmy, że spróbujemy swoich sił jako wolontariusze. To było dla nas idealne połączenie, bo wiedzieliśmy, że nasze działanie przełoży się na pomoc innym i przy okazji sami wiele się nauczymy.
Bycie wolontariuszem ma dwie strony. Ta dobra to świadomość niesienia pomocy potrzebującym, dołożenia swojej cegiełki do wyższego celu i oczywiście towarzystwo kochanego psiaka przez czas trwania wolontariatu. Ta druga strona to widmo rozstania się z psem wychowywanym od małej kuleczki. Każdego wolontariusza czeka dużo ciężkiej pracy, ale i ogrom wspaniałych doświadczeń, których nie da się uzyskać w żaden inny sposób. Z całego serca polecam każdemu takie doświadczenie. Nam tak się spodobało, że zostaliśmy w Fundacji trochę dłużej.
Jak już wspominałam, współpracę z Fundacją rozpoczęliśmy w 2020 roku, kiedy trafiła do nas Megi. Piękna, puszysta kluseczka skradła nasze serca (tak samo jak serca wszystkich naszych znajomych). Wiadomo, wspólne początki w domu były intensywne i trzeba było sobie wypracować nowy plan dnia dopasowany do Megi (kiedy śpi, kiedy je, kiedy jest czas na zabawę, a kiedy na trening). Byliśmy też pod wrażeniem, jak szybko Megi jest w stanie uczyć się nowych komend, oczywiście w barterze za pyszne smaczki. Przez cały szczenięcy okres mieliśmy zapoznawać ją z otoczeniem, dlatego staraliśmy się zabierać ją w większość miejsc. Szczególnie spodobała jej się wizyta w Gdańsku, gdzie za bycie piękną i grzeczną psinką dostała w restauracji od pani kelnerki plastry pastrami (którymi sami byśmy nie pogardzili).
Rok z Megi przeplatany wspólnymi treningami i podróżami minął nam niesamowicie szybko. Kiedy zbliżał się termin przekazania Megi trenerowi, wiedzieliśmy, że chcemy wychować kolejnego psa na psa przewodnika. W taki właśnie sposób trafiła do nas Zorka. W domu mały diabełek, na treningu prawdziwy żołnierz. Niestety nie miała okazji spróbować pastrami, ale też była z nami w Gdańsku i wielu innych miejscach.
Mieliśmy już okazję poznać osoby, do których trafiła Megi oraz Zorka i jesteśmy pewni, że obie nie mogły trafić lepiej. Teraz działamy jako wolontariusze weekendowi, a na „pełen etat” wychowujemy już naszego psa, Imbirka.