[Wolontariat] Ola, Michał i Costa
"Chcę pomagać". To zdanie, od którego wszystko się zaczęło.
Życie to jedno niekończące się pasmo niespodzianek i zawirowań, zbiegów okoliczności. Historia z cyklu on nie chciał psa, ona chciała, więc mieli psa na rok i "wytrenowali go"! Costa – nasz pierwszy pies fundacyjny. Historia pisana ze łzami w oczach z tęsknoty i dumnym uśmiechem jednocześnie.
Pewnego letniego wieczoru wpadliśmy na pomysł, aby zaangażować swój wolny czas w wolontariat, który jednocześnie pomagałby zwierzętom i ludziom w potrzebie.
Pierwszą decyzją było skonsultowanie się z lokalnymi schroniskami, lecz z powodu urlopów wakacyjnych, nie była możliwa rekrutacja nowych wolontariuszy. Sprawdzaliśmy wiele możliwości, czytaliśmy o kolejnych fundacjach, aż w końcu natrafiliśmy na Fundację Labrador – Pies Przewodnik. Fundacja łączy miłość do piesków i pomoc dla człowieka. Idealna! Skojarzyliśmy tę Fundację z historiami kolegów i koleżanek z pracy. Biurowi znajomi akurat pod swoją opieka mieli jednego z fundacyjnych psiaków. Okazało się, że nasz pracodawca był sponsorem jednego z przyszłych przewodników. Czuliśmy, że "to nie może być przypadek".
Noc decyzji była trudna (tylko dla tej męskiej rozsądnej strony, oczywiście). Nie mówcie Michałowi, ale wniosek już dawno był wysłany i decyzja została podjęta parę dni wcześniej. Na szczęście Michał, czyli ta rozsądna połówka, również podjął jedyną słuszną decyzję i się zgodził! Ten wolontariat, to połączenie opieki nad psem, pokazanie mu, jaki świat jest piękny, z pomocą w usamodzielnieniu osoby z niepełnosprawnością, okazało się na przełomie całej naszej wspólnej drogi – jedną z lepszych rzeczy, które spotkały nas w życiu!
W dzień przekazania nam psa pojawiliśmy się w biurze Fundacji. Powitał nas zaspany piesek, który jako pierwszy od razu podbiegł i położył się na stopach Oli. Nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że to on wskazał swojego przyszłego opiekuna. Tak rozpoczęła się nasza przygoda z Costą.
W ten sam dzień udaliśmy się na piknik na tereny zielone rzeki Warty, gdzie wyspany już pies, radośnie przemierzał łąki i korzystał z letniej pogody. Lekko dotykając łapkami trawy, nie raz potykał się o nie, wywracał się, a przy tym robił show wśród nieopodal odpoczywających nieznajomych.
Costa podręcznikowo przyswoiła nowe miejsce zamieszkania, pokochała zabawki, a najbardziej te, w których można było ukryć karmę. Rzeczą wartą podkreślenia jest to, jak bystrym psem jest Costa. Przyswoiła naukę załatwiania się na dworze w ciągu 2 tygodni. Po tym czasie skutecznie sygnalizowała już każdą swoją potrzebę. Przed poznaniem jej nie do wiary było dla nas, że tak młody szczeniak będzie lepiej załatwiał się na dworze niż chodził na smyczy. A jednak, udało się. Pomogły techniki zaprezentowane nam przez trenerów Fundacji.
Bycie wolontariuszem dawało nam niesamowite poczucie odpowiedzialności oraz sprawczości. Możliwość wychowania psa, najlepiej jak się potrafi, wraz z szansą poznania technik szkolenia psów od strony behawioralnej i praktycznej, przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Było lepiej niż myśleliśmy, ta przygoda była niesamowita!
Mogliśmy liczyć na wsparcie Sławki na placu treningowym, pomoc Ewy i Magdy podczas treningów w ulicznym zgiełku Poznania. Było bardzo merytoryczne. Czuliśmy się bezpiecznie, bo gdy pojawiały niewiadome czy problemy dorastającego psa, otrzymywaliśmy, wiedzieliśmy, że nie zostaniemy z tym sami.
Cały sens szkolenia psa stał się klarowny, gdy poznaliśmy osobę z niepełnosprawnością i zobaczyliśmy, jak bardzo pies umożliwił jej samodzielną egzystencję. Co więcej, sens wolontariatu jeszcze bardziej zakorzenił się w nas wraz z wartościami, które z niego wynikały. Zobaczyliśmy na własne oczy, że szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli, a Costa stawała się coraz większa i coraz mądrzejsza…
Życie z Costą było pełne zaskoczeń, przygód i radości. Od małego była bardzo żywiołowym psem z ogromnym temperamentem i ogromną chęcią współpracy. Udoskonalanie jej umiejętności czy zachowań podczas wędrówek po Poznaniu, było prawdziwą frajdą zarówno dla psa, jak i dla nas. Do momentu, aż nie spadł pierwszy deszcz…
Labradory z natury są psami, które uwielbiają wodę, lecz Costa omijała kałuże, niechętnie wychodziła na dwór, gdy padał deszcz, a zamoczenie łapek w morzu czy jeziorze było czymś niewykonalnym. Śmiesznie uciekała przed falami. Jej kontakt z deszczem ograniczał się do obserwowania go zza zamkniętych drzwi balkonowych. Osoby, które jej nie znały, myślały, że pies prosi, aby wyjść na dwór. Jakikolwiek kontakt z mokrym chodnikiem i pomoczenie łapek, gwarantowało zwrot o 180 stopni i pewny bieg w głąb klatki schodowej. Po okresie nastoletnim u Costy problem zniknął. Po około 12 miesiącach stała się prawdziwym psem wodnym, który nie obawia się głębokości. Swoją ulubioną piłkę wyłowi nawet z dna płytkiego jeziora, z impetem wbiega do jeziora. Costa kocha wodę, uwielbia długie spacery i jest tak bardzo żywiołowym psem, że regeneruje siły, zasypiając jak na pstryknięcie palcem w tramwaju
Pomagając innym, pomagasz sobie. Tymi słowami chcielibyśmy każdej wahającej się osobie dodać otuchy. Decydując się na wolontariat z Fundacją Labrador, dostaniesz prawdziwe szczęście. A jeszcze więcej szczęścia możesz przekazać osobie potrzebującej. W głębi serca wierzymy, że zainspirujemy do pomagania ludziom, którzy naprawdę tego potrzebują.
Costa super się spisze w swojej nowej roli, a Ty również możesz być jak Costa, bądź super!