[Wolontariat] Tomek
Fundacją Labrador jestem związany już kilka dobrych lat. Było to 2014 rok. Decyzja o wolontariacie w Fundacji zbiegła się w czasie z moja pierwszą kampanią wyborczą – oprócz tego że, jestem wolontariuszem, jestem również radnym Miasta Poznania.
Pamiętam pierwsze dni z Lucky – biszkoptowym, mega ruchliwym szczeniakiem z ADHD. To były cudowne chwile… To spojrzenie małego pieska… Po prostu coś nie do opisania.
Kiedyś miałem własnego psa i bardzo brakowało mi na co dzień towarzystwa czworonoga. Moje doświadczenie i status kawalera nie pozwalały mi zdroworozsądkowo podejść do kwestii mieszkania z psem na stałe. Dlatego podjąłem decyzję o wolontariacie w Fundacji.
Czułem ogromną odpowiedzialność za wyszkolenie psa. Warto pamiętać, żeby był 2014 rok i widok psa w sklepie był dość niecodzienny. To było świetne – móc wejść z psem do sklepu i przy okazji opowiadać o pracy psów przewodników. Śmiałem się, że podryw na psa w markecie to mistrzostwo – oczywiście nigdy tego nie wykorzystałem, ale rozmowy z przypadkowo spotkanymi ludźmi były fajne.
Niestety, wkrótce Lucky musiał opuścić i mnie, i szeregi szkolonych w Fundacji labradorów. W trakcie ćwiczeń okazało się, że Lucky nie jest jednak odpowiednim kandydatem do pracy z osobami z dysfunkcjami wzroku.
Ale ja z Fundacją tak łatwo nie chciałem się rozstać. Przeszedłem na tzw. pomoc doraźną. Gdy ktoś z Wolontariuszy chciał jechać na ferie czy wakacje, bardzo chętnie przejmowałem opiekę nad psem.
Najbardziej zapamiętałem Bazylego. No mega rojber (podobny do mnie), więc śmieszne akcje były murowane. Pracuję w Plewiskach, koło stawków. Wiecie, jak to jest, gdy Labrador wyczuje, że nie jest na smyczy, a w pobliżu znajduje się woda? Więc… drzwi od biura otworzyły się, a Bazyl… do wody. Przez godzinę gonił kaczki na środku stawku. Sam wyglądał jak kolejna kaczka. Jak już skończył te wyczyny, to sprintem, cały ubłocony, z powrotem do biura i… trzepanko futerka! Wszystko w błocku – komputery, dokumenty. Myślałem, że współpracownicy mnie zabiją!
Teraz jako wolontariusz działam już na innych zasadach. Jestem radnym pełną gębą i zakres obowiązków oraz rodzina nie pozwalają na psa w domu. Pomagam, organizując stoiska na targach czy konferencje prasowe. Skupiam się na pomocy w urzędzie czy właśnie podczas targów. Można powiedzieć, że obecnie jestem, aby pomagać nie tylko pieskom czy Fundacji, ale mieszkańcom miasta Poznania.